Archiwum styczeń 2014


sty 22 2014 szkoła rodzenia
Komentarze (0)

Chciałabym zawiadomić wszelkie Panie będące obecnie w ciąży o czymś czego się niestety w gabinetach ginekologicznych unika. Każdy ginekolog (przynajmniej prywatny) wręczy zapewne swej pacjentce ulotkę/ wizytówkę szkoły rodzenia ok.20 tygodnia ciąży. I cóż? Czy jest w tym coś niezwykłego? A jest! bo za szkołę rodzenia trzeba zapłacić, a zapłacić najczęściej za to że dowiecie się jak umyć dziecko (co nie jest wielką filozofią) lub dowiecie się jakie są fazy porodu (co można przeczytać choćby w internecie). Czego jednak zazwyczaj pacjentkom się nie mówi, a czego dowiedziałam się już (niestety!) po porodzie, każdej kobiecie w ciąży od 21 tygodnia przysługuje za darmo (NFZ opłaca) położna, która będzie przychodzić raz w tygodniu do Ciebie do domu, opowie Ci wszystko to co w szkole rodzenia, poćwiczy, powie jak się odżywiać, jak przygotować do szpitala i wyjaśni wszystkie wątpliwości. Sama przyjeżdża do pacjentki, nie musisz więc taszczyć się z co raz większym brzuchem do szkoły rodzenia, nie musisz za nic płacić i w wygodzie własnego domu masz miły wykład i odpowiedzi na wszelkie pytania. Akcję promuje Agnieszka Maciąg. Nie wiem czemu nasza służba zdrowia najczęściej to ukrywa, zapewne po to żebyśmy płacili i płacili. Podaję link dla zainteresowanych- http://www.poprostupolozna.pl/

sty 20 2014 książka warta polecenia
Komentarze (0)

Zacznę od dość długiego cytatu:

Jeśli uważnie wnikniesz w tajniki serca jakiegokolwiek mężczyzny, przekonasz się, że prześladują go conajmniej dwie urojone kobiety- ziemska i piekielna Wenus-i że jego pożądanie różni się jakościowo w zależnośći od obiektu. W odniesieniu do pierwszego typu kobiety jego pożądanie jest w naturalny sposób podporządkowane Nieprzyjacielowi-zabarwione miłością bliźniego, skłonne do małżeństwa, opromienione tym złotym światłem poszanowania i naturalności, którego tak nie znosimy. Drugi typ kobiety, której pożąda brutalnie i pragnie brutalnie pożądać, kobieta nadająca się najbardziej, by go zupełnie odciągnąć od małżeństwa, lecz którą nawet w małżeństwie skłonny byłby traktować jako niewolnicę, bożyszcze lub jako kompana w przestępstwie.(Lewis C.S Listy Starego Diabła do Młodego, 135, 2012)

Nie chcę tu recenzować książki, która sama w sobie jest doskonałą lekturą C.S Lewis'a, tym razem bardziej dla dorosłych niż Opowieści z Narnii;). Cała książka to zbiór listów oraz przemówienia zmiennoskórego Krętacza do jego siostrzeńca/bratanka (?) Piołuna, który jest niestety jedynie pośrednim Kusicielem. Krętacz wyjaśnia i doradza w jaki sposób przeciągnąć tzw.pacjenta na swoją stronę i nie oddać jego duszy Nieprzyjacielowi (pod którym hasłam kryje się sam Bóg). Pomijając groteskowy opis piekła w którym z dusz ludkich przyrządza się potrawy na diabelskie bale, w listach tych zawarte jest wbrew pozorom wiele wskazówek co robić, ażeby piekielnych pokus uniknąć:) Mnie zainteresował powyższy cytat dotyczący stosunków damsko-męskich. Którą z wyżej wymienionych kobiet wolałybyście być? Mi wydaje się że w "dzisiejszych czasach" jest znacznie więcej piekielnych Wenus, niż tych ziemskich kobiet. Media także kreują taki wizerunek kobiety. Nie uważam, że kobieta powinna być li i jedynie gospodynią domową zajmującą się dzieciaczkami i przynąszącą mężulkowi  po pracy kapcie i gazetkę, ale bez przesady. Od kiedy kobieta ma być jedynie obiektem pożądania lub seksualną niewolnicą? Od kiedy nam samym podobają się książki typu trylogia erotyczna o panu G. , sprowadzające kobietę do roli seksualnej maskotki której zależy tylko na ubraniach, odpowiednim wyglądzie i udanym seksie? Gdzie podziały się kobiety ambitne, które interesują się wszystkim po trochu? Które są kobiece, ale również ciepłe, zabawne i inteligentne? Czy to gatunek na wymarciu...?:/

sty 15 2014 dzieciństwo
Komentarze (0)

Wczoraj o godzinie 15 postanowiłam rozstawić z rozmachem deskę do prasowania i zlikwidować piętrzący się stos świeżo wypranych ubranek dziecięcych. Ażeby mieć mojego miglanca na oku, wsadziłam go do bujaczka i puściłam mu piosenki dla dzieci. Najpierw te "nowoczesne". Po 10 minutach słuchania miałam ochotę wyrzucić źródło muzyki przez okno. Zmieniłam więc płytę na piosenki których sama-osobiście słuchałam w dzieciństwie- piosenki Natalki (Kukulskiej). Od razu lepiej. Wesoły, ale mądry tekst, nie-gryząca-w-ucho muzyka. Wtedy to, nad moją deską do prasowania (swoją drogę prezentem urodzinowym) naszła mnie refleksja na temat dzieciństwa. Czemu dzisiejsze dzieciństwo jak dla mnie nie jest dzieciństwem jako takim? Miliony kreskówek w telewizji, w każdej obraz zmienia się zazwyczaj bardzo szybko, większość tworzona komputerowo. Nie ma już tych pięknych i prostych obrazków jak  kiedyś w "Zaczarowanym Ołówku", nie ma bajek kukiełkowych, a jeśli są, to kukiłku są już zbyt głęboko "podrasowane". Piosenki dla dzieci gryzą w ucho i nie uczą niczego mądrego. Kiedy byłam mała słuchałam Natalii Kukulskiej na płycie winylowej, uczyłam się jej piosenek na pamięć i co nieco mądrego w głowie jednak zostało- wystarczy posłuchać Beksy, Włóż różowe okulary czy Mała Smutna Królewna. Co teraz pamiętają i śpiewają dzieci? Piosenki z reklam telewizyjnych lub piosenki wiele od nich starszych wykonawców, którzy śpiewają o za bardzo dla nich poważnych tematach. I do tych też wykonawców chcą się upodobnić- do wychudzonej anorektyczki, przeklinającego rapera, ubranej w kusą spódniczkę opalonej na solarium lali lub też  kobieco wyglądającego facecika w ulizanych włoskach. Spójrzmy prawdzie w oczy- na ile każda matka chciałaby żeby jej dziecko stało się kimś takim? Ja słuchając Kukulskiej miałam ochotę być grzeczniejszą, wesołą dziewczynką, rozwijała się moja wyobraźnia. Nie wspomnę nawet o zabawkach- uważanych obecnie za błogosławieństwo- ach bo kiedyś można było kupić Barbi i klocki lego tylko w Pewex-ie, a teraz można w każdym markecie. W związku z  czym rodzice i dziadkowie z czasów PRL biegną szybko do sklepu aby obsypać swą pociechę tuzinami różowych laleczek lub figurkami potworów z bajek. Zgroza. Mam nadzieję, że moda na vintage rozszerzy się z mebli i ubrań, na wychowanie...

sty 14 2014 przepis
Komentarze (0)

Ładna zupka? he he he. Oto przepis na trochę inną niż zwykle pomidorówkę:

Gotujemy rosołek na kurczaczku i dużej ilości włoszczyzny. W rosołku muszą się znaleźć co najmniej 3 średniej wielkości marchewki. Gotujemy aż rosołek nabierze smaku i koloru, a wszystkie składniki będą mięciusie.

W oddzielnym garneczku umieszczamy pokrojone w grubą kostkę pomidory- różnych odmian- około 4 zwykłych pomidorów, pudełko 250g pomidorków koktajlowych, 3 pomidory śliwkowe. Do tego dodajemy dużą łyżkę masła, podlewamy niewielką ilością wody (1/4 kubka) i dusimy aż pomidory będą mięciutkie, a skórka się od nich odklei.

Zagotowany pomidory cedzimy przez sito, tak żeby na sitku zostały nam pestki i skórka (część pestek i tak przeleci, ale to nic:))

Do pomidorów dodajemy również przecedzony rosołek i trzy ugotowane marchewki z rosołu (możnaje drobno pociąć, żeby było łatwiej dalej). Do całości dodajemy również puszkę kukurydzy i odrobinę suszonej bazylii.

Całość blendujemy na krem. Po pierwszym blendowaniu dodajemy koncentrat pomidorowy (ilość zależna od smaku-czy wolimy mniej czy bardziej kwaśną zupkę). Blendujemy jeszcze raz żeby zupka była jednolita.

Do zupki gotujemy ryż (makaron średnio pasuje) lub dodajemy groszek ptysiowy/malutkie grzanki.

:) Mam nadzieje że zasmakuje.

gosiunia87    zupa  
sty 14 2014 zupka-krem pomidorowy
Komentarze (0)